sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 1

-Ej no, bez jaj... - jęknęła Antosia, gdy tylko otworzyła drzwi od mieszkania. Jej stopy odziane w materiałowe trampki taplały się w kałuży wody, roznoszącej się chyba po całej objętości skromnego lokum. - Sąsiedzi mnie zabiją, to już drugi raz w miesiącu... - zacisnęła zęby i zdejmując buty wraz ze skarpetkami, nieudanym ślizgiem wpadła do łazienki. Pomoczyła całe dżinsy, a do tego ochlapała ścianę. Wszystko tylko po to, aby odciąć nieszczęsną pralkę od wody. - Cholero... - pomyślała, zakręcając kurek. Zanim zdążyła porządnie zabrać się za sprzątanie wody, usłyszała głośne pukanie do drzwi. To nie zwiastowało nic dobrego. Szybko podwinęła spodnie i jak najszybciej tylko mogła, doszła do drzwi.
-Tak? - wyjrzała lekko.
-Panno Antonino... - na klatce schodowej pojawił się otyły mężczyzna, z łysiną na głowie, lecz buszem na brodzie. Kryńska zawsze zastanawiała się jak to możliwe...
-Ja wiem, wiem, przepraszam, po prostu byłam w pracy, nastawiłam pranie, a ona znowu wariuje... - opowiadała łamiącym głosem.
-Wszystko rozumiem, ale kto kolejny raz odmaluje nam sufit? - sąsiad podparł się pod boki.
-Dopłacę... - przygryzła wargę.
-Ostatni raz! Za następnym sama będzie pani to odmalowywać. - komicznie pogroził palcem.
-Rozumiem i jeszcze raz przepraszam. - pożegnała się z mężczyzną i odetchnęła znacząco. Część wody odpłynęła do spływu w łazience, a resztę Tosia poskromiła kilkoma ścierkami. Pracę skończyła po północy, a za sześć godzin już musiała wstawać. Rozwiesiła mokre ubrania, po czym umyła zęby i nie chcąc tracić czasu na sen rzuciła się na łóżko.
Równo o szóstej czternaście zadzwonił budzik dziewczyny. Jęknęła z besilności i trzepnęła go ręką. Zniesmaczona otarła swoją mokrą od śliny brodę i podniosła się na łokciach. Przez żaluzje próbowały dobić się pierwsze wiosenne promyczki słońca, ale Kryńska i tak nie odzyskała chęci do życia. Odliczyła do trzech i zwlekła się z materaca. Kroczyła po jeszcze nieco wilgotnych panelach, które niedługo chyba spleśnieją, a na taki wydatek Antonina nie była przygotowana. Zahaczyła o kuchnię i włączyła czajnik. Zasypała kubek kawą i poszła do łazienki. Tam wzięła prysznic i zrobiła make-up. Następnie po długiej walce ze swoimi myślami wybrała co ma ubrać. Zalała kawę gorącą wodą i zrobiła sobie kanapkę z dżemem. To już jej taki rytuał.
Pół godziny później narzuciła na siebie kurtkę, zawiązała mokre trampki, bo botki jej nie pasowały do stroju, chwyciła komórkę w dłoń i powędrowała na przystanek autobusowy. Ze słuchawkami w uszach przypatrywała się Bełchatowianom i w duchu obgadywała większość z nich. Gdy w końcu nadjechał jej środek transportu, przecisnęła się przez tłumy, aby tylko dorwać kasownik i w końcu się udało! Włożyła bilet do szpary, a ten ani drgnie. Uniosła brew i pakowała go jeszcze głębiej. Brunet siedzący tuż za nim pokręcił głową, dając jej znak, że ten kasownik nie działa. Antonina jednak miała gdzieś jego sygnały i robiła swoje. Nagle mężczyzna wstał ze swojego miejsca, przełożył rękę i z szerokim uśmiechem zabrał bilet Antoninie.
-Ej! - wydarła się. Ciemnowłosy dosięgnął do następnego kasownika i tam bez szwanku nadał mu kilka cyferek.
-Nie ma za co. - odezwał się oddając jej własność. Tosia zaczerwieniła się i natychmiast wpakowała skrawek papieru do kieszeni kurtki. Odwróciła się w stronę okna, aby nie patrzeć na swojego wybawcę przed mandatem. On jednak nie zamierzał uciekać wzrokiem i wręcz przeciwnie, perfidnie studiował urodę dwudziestolatki. Kiedy kolejny raz przyłapała go na spoglądaniu na nią, przewróciła oczami i całkowicie odwróciła się tyłem. Podgłośniła muzykę i chciała jak najszybciej opuścić autobus, lecz gdy tylko było jej to dane, znów natknęła się na natrętnego faceta. Przypadkowo obiła się o jego klatkę piersiową.
-Czego? - warknęła groźnie.
-Nawet nie podziękujesz? - zaśmiał się, zagradzając jej dalsze przejście.
-Dziękuję. - rzuciła. - A teraz może mnie pan przepuścić, spieszę się do pracy.
-Ale tylko wtedy, jak dasz mi swój numer. - poruszał charakterystycznie brwiami. Ona westchnęła głęboko i wyrecytowała mu rząd numerków. Zadowolony brunet pożegnał się z dziewczyną i umożliwił jej dalsze przejście, lecz gdy tylko Antonina go wyminęła ten zadzwonił do niej. "Nie ma takiego numeru" usłyszał w słuchawce.
-Musiałaś poprzestawiać cyferki, nie ma takiego numeru! - krzyczał za nią. Ona tylko przyspieszyła kroku i zniknęła za następną alejką. Porządnie zmachana wpadła do restauracji i od razu pognała do kuchni.
-Co ty taka zdyszana? Gonił cię ktoś? - zagadał Leon.
-Prawie. - odparła zdejmując odzież wierzchnią.
-To znaczy...? - drążył.
-Jakiś koleś przystawiał się do mnie, chciał numer, ale dałam mu jakieś cyferki z dupy... - odpowiedziała.
-Nie zorientował się? - prychnął kucharz.
-Niestety tak. Ale zwiałam. - Tosia wyszczerzyła się i założyła bordowy fartuszek.
-Nie ma jeszcze ruchu, spróbuj tej salsy. - mężczyzna podsunął pod jej nos talerzyk z czerwonym sosem i kilka nachos'ów. Dziewczyna zachwycona ich smakiem nie mogła oderwać się od jedzenia.
-Niedługo kończy mi się dziekanka... - zagadnęła.
-A dorobiłaś chociaż trochę na te swoje studia?
-Można tak powiedzieć... Choć i tak kupę kasy wywaliłam na odmalowywanie sufitów sąsiadom. - mruknęła.
-Znowu?! - fuknął Markowicz.
-Taa... - westchnęła, przegryzając ostatnią przekąskę.
-Wiesz, jakby co, razem z Iloną mamy trochę zaskórniaków...
-Nie chcę żyć na czyiś koszt. - Tosia mrugnęła okiem. - Ale dzięki. - poklepała jego ramię i odniosła telerz na zmywak.
-To może chociaż oddamy ci naszą pralkę? Jest całkiem sprawna, a Ilonka wspominała coś o kupnie nowej...
-Na to mogłabym przystać. - uniosła kąciki ust i zaczęła swoją pracę od rozłożenia nowych serwetek na stołach. Klienci powoli zaczęli schodzić się na śniadanie. O dziwo, tym razem Joanna przyszła na czas.
-Patrzcie, patrzcie... - zawyła Ann.
-Odpuść sobie. - mruknęła rudowłosa i związała wysoką kitkę. Obydwie dziewczyny zabrały się do pracy.
Kryńska znów musiała robić na dwie zmiany, przez co w godzinach wieczornych padała z nóg.
-Moja salsa schodzi jak nigdy. - mówił zadowolony Leon. Antosia zaśmiała się i chwyciła dwie porcje, które miała odnieść do stolika trzeciego. Nawet nie spoglądając na klientów położyła przed nimi dania.
-Cześć. - usłyszała nagle i aż podskoczyła.
-Znamy się? - syknęła.
-Skasowałem ci bilet rano. - poprawił rozczochraną czuprynę.
-A, tak, tak... Coś mi świta. - zgromiła wzrokiem resztę ekipy zebraną przy stoliku.
-Może tym razem dasz mi ten numer?
-Próbuj szczęścia. - zawadiacko uniosła kącik ust.
-No właśnie próbuję! - zwrócił się do niej z pretensjami.
-Słabo ci idzie...
Mężczyzna dalej łudził się, że z tej znajomości cokolwiek wyniknie.
-Czemu Polki muszą być takie niedostępne... - posmutniał.
-A czemu obcokrajowcy muszą być tacy natrętni? - kelnerka doniosła im gorącą herbatę.
-Nie natrętni, tylko pod wrażeniem waszej urody... - kontynuował.
-Ja już znam takich jak ty. - skwitowała.
-Hej, to, że zarywa to wszystkiego co się rusza, to nie znaczy, że nie jest szarmancki i romantyczny. - wtrącił jeden z jego kolegów.
-To sam się z nim umów. - wzruszyła ramionami.
-Mam dziewczynę. - odrzekł blondyn.
-Raz w tyłek, to nie pedał... - szepnęła mrugając okiem, a cały stolik wybuchł gromkim śmiechem. Tosia wróciła do kuchni, skąd wyglądał zaintrygowany całą sytuacją Leon.
-Co im tak śmiesznie? - zapytał.
-Ten po lewej, to koleś, który dzisiaj rano chciał mój numer. A reszty nie kojarzę, ale kurczak chyba za długo taplał się w tym winie skoro tak żywiołowo reagują... - poklepała plecy przyjaciela.
Dzień pracy nareszcie się skończył, a pracownicy mogli iść do domu. Antonina wraz z Leonem wyszli z restauracji.
-Cześć! - znowu usłyszała ten sam akcent.
-Czemu codziennie ktoś musi wyskakiwać zza tego rogu, no nie kumam. - gorączkował się Markowicz.
-Co znowu... - jęknęła Kryńska, przechodząc z nogi na nogę.
-Numer. - wyjął telefon z kieszeni.
-Koleś, co ci tak zależy. - zmarszczyła brwi.
-Gdyby chciała, już dawno by ci go dała, nie sądzisz? - wciął Leon.
-Nie. - odparł brunet. - One tak mają... Zgrywają niedostępne, lecz tak naprawdę chcą być zdobywane!
-Cię proszę. - dziewczyna schowała twarz w dłoniach.
-A ty to taki ekspert, ta?
-Przepraszam najmocniej, ale chcę rozmawiać z pana córką. - Ann razem z Leonem spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Mężczyzna nie wiedział o co chodzi.
-Wygrałeś. - Antonina podniosła ręce o góry w oznace poddania się. - Chodźmy, tato. - zaakcentowała i chwyciła swojego domniemanego rodzica pod rękę. Kolejny raz spławiła toksycznego fana.
Po kilkunastu minutach była już pod swoim domem. Podziękowała za podwózkę i zaszyła się w mieszkaniu. Wzięła krótki prysznic i przygotowała sobie kolację. Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. "Kogo niesie o tej porze..." pomyślała i wyjrzała przez judasza. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.
-To już jest chore. - prawie wrzasnęła otwierając drzwi.
-Kilka cyferek i daje ci spokój! - wybronił się.
-Zaraz zadzwonię na policję i cię eksportują za takie coś!
-Jestem tutaj legalnie! - pogroził palcem.
-W dupie to mam, spadaj stąd. - wskazała zejście po schodach.
-Nie wiesz co tracisz. - przymrużył oczy.
-Na pewno tracę cierpliwość. - odpyskowała i trzasnęła drzwiami, które zabarykadowała na trzy spusty. Pozasłaniała wszystkie okna i ukryła się w sypialni. Już nigdzie nie czuła się bezpiecznie.

___________________________________________________________________

Niedługo wkroczą pozostali bohaterzy... :>
Enjoy!
Pozdrawiam, Sissi♥



15 komentarzy:

  1. Super ! Nie moge się doczekać następnego :) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Leon aka tatuś Ann! Jebłam, leżę i nie wstaję!
    Zastanawia mnie ten tajemniczy "fan" Tośki XD Cholera, no nawet ją śledzi, a to wszystko tylko po to, żeby zdobyć kilka cyferek :D
    Czekam z niecierpliwością na następny ;)
    Buziaaaaaaki ;******

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę. Ale żeby pomyśleć, że Leon to jej ojciec?! xD. Hahaha. Swoją drogą ten jej fan to taki trochę natrętny.. Sama bym się wkurzyła na jej miejscu! Ale skoro nie jest z Polski to stawiam na któregoś z dwójki Facu-Nico, chociaż prędzej byłabym za tym drugim. :D
    czekam na kolejny! :)

    Pozdrawiam serdecznie! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwariować można z takim 'fanem' :D Ale fakt, że jest wytrwały :)
    Aż nie mogę się doczekać, co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale genialne *.* Wytrwałości to mu pozazdrościć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się ciekawie :)** zastanawiam się czy ten fan Tośki, to ten sam z prologu, z tego samochodu?? :)*** Czekam na kolejny :)****
    zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahaha no niezłego adoratora sobie znalazła... ciekawa jestem kto to?
    Ciekawie, ciekawie....
    Czekam na next i pozdrawiam :* ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Jebłam, wstałam, jebłam :D No po prostu zabiłaś z tą córką i ojcem :D Jeżeli wszystkie rozdziały będą tak zajebiste to zostaję do końca.. Co ja gadam, na pewno będą takie zajebiste :D
    Soooł pozdrawiam :D :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozdrawiam z podłogi :D Świetnie się zapowiada :) Czytam kolejnego Twojego bloga i jestem pod dużym wrażeniem. Zapraszam do czytania mojego opowiadania:
    http://belgijska-historia.blogspot.com/
    Wskazówki mile widziane :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Hahaha ;D ostra jest ;D pozdrawiam z podłogi ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Oesu! *v* Jakie to jest świetne! ;D
    Widać, że Tosia ma charakterek! :P
    Pozdrawiam,
    OL. ;>

    OdpowiedzUsuń
  12. super! już się nie mogę doczekać następnego, mam nadzieję, że opowiadanie będzie tak samo dobre jak siatkarskie sny *-*

    OdpowiedzUsuń
  13. Kocham, kocham, kocham, kocham! Uwielbiam twoje opowiadania i to na 100000% również będzie doskonałe! Zaczyna się za przeproszeniem zajebiście! Ciekawe co to za natrętny koleś... Pewnie jakiś siatkarz z Bełchatowa. :D Pozdrawiam i czekam na następny.
    Również w wolnej chwili zapraszam do mnie: http://volleyball-my-life.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. ZAPRASZAM!
    http://cestunepriere.blogspot.com/
    nowicjuszka z niespelnionymi pragnieniami :)

    OdpowiedzUsuń