-Szefie, robię co w mojej mocy! - odpyskowała, kopiąc w drewniane drzwiczki, które natychmiast rozchyliły się umożliwiając dziewczynie przejście. - Przepraszaaam! - zawyła, unosząc posrebrzane tace ku górze.
-Hej, ślincznotko, kiedy nasze taco spocznie na naszym stoliku?! - burzył się jeden z klientów.
-Hej, zaraz spocznie na twojej łysinie. - warknęła, prawie rzucając kuflem z piwem na stół. Cała sala zamilkła, słychać było tylko głośne przełknięcie kęsa jednego z bywalców w restauracji. - Smacznego. - rzuciła oschle i szybko wróciła do kuchni.
-Gdzie Aśka?! - zapytał właściciel z wyrzutem.
-U lekarza. - urwała.
-U lekarza? Znowu? Co ona taka chorowita... - mężczyzna pokręcił głową i wrócił do swojego gabinetu.
"Chorowita" pomyślała i w duchu zaśmiała się z dezaprobatą.
-Do trójki. - usłyszała od szefa kuchni i ruszyła na salę, by zanieść tortillę klientom. Odkładając talerze na stolik, do restauracji wparowała Joanna. Tosia od razu ruszyła w jej kierunku.
-Co ty sobie wyobrażasz? - szturchnęła jej ramię z wyrzutem.
-O co ci chodzi? - parsknęła rudowłosa.
-Nie odpierdalaj maniany, bo już mam tego dość, nie będę harować za ciebie i jeszcze zbierać bury od tego grubasa!
-Wyluzuj, złość piękności szkodzi... - odparła dziewczyna, zmierzając do miejsca dla personelu.
-Tobie to już nic nie zaszkodzi! - odpyskowała Antonina, nerwowo tupiąc nogą. Całej tej ostrej wymianie zdań przypatrywali się klienci. - Koniec przedstawienia, smacznego. - burknęła kelnerka i poprawiając bordowy fartuszek zaszyła się w kuchni, skąd znowu odebrała kilka talerzy z kolorowymi potrawami. Dzisiaj w restauracji był wyjątkowo duży ruch, dlatego Antonina pracowała do późnego wieczora.
-Odpadam... - cisnęła tacą o blat.
-Ann, jeszcze dwa stoliki. - prosił kucharz.
-Nogi mi odpadną! - jęknęła Tosia.
-Podwiozę cię do domu... - mrugnął okiem, a dziewczyna przystała na taki układ. Chwyciła posrebrzaną tackę i po raz tysięczny wkroczyła na salę.
-O niee... - szepnęła pod nosem, zauważając ludzi siedzących przy stole numer sześć. - O nie, nie, nie, nie.
Już chciała zawrócić, ale przypomniała sobie, że z kelnerek znowu została sama. Nie miała wyjścia.
-Siemasz, Ann! - usłyszała.
-Cześć. - mruknęła tylko i odłożyła talerze.
-Co robisz po pracy? - zapytał mężczyzna.
-Jadę do domu. - odparła oschle.
-A może mała zmiana planów?
-Nie przewiduję...
-Nie bądź taka zadziorna. - mrugnął okiem do dziewczyny.
-Chrzań się. - warknęła i szybkim krokiem wróciła do kuchni. - On znów wrócił do Polski. - zwróciła się do szefa kuchni.
-Kto? John? - parsknął śmiechem. - Zza wielkiej wody przyleciał?
-Najwyraźniej.
-Śmieszy mnie ten fagas.
-Jak tylko widzę jego mordę i wybielane ząbki, to... - syknęła zaciskając pięści.
-Uważaj, bo wybuchniesz... - Leon opryskał Antoninę kilkoma kroplami wody. - Wdech, wydech i siema!
Ostatnie minuty w pracy niezwykle się dłużyły, lecz nareszcie nastał ten upragniony koniec. Mogła założyć swoje ciuchy, a klapki zamienić na botki. Poczekała jeszcze chwilę na kolegę z pracy i wcześniej żegnając się z właścicielem wyszli na zewnątrz.
-Ann... - zza rogu wyłonił się Janek z pudełkiem czekoladek.
-Kuźwa, pogrzało cię?! - wykrzyczała dziewczyna, odskakując w bok.
-Sorry, chciałem zrobić ci niespodziankę, ale widzę, że masz obstawę. - zgromił Leona wzrokiem.
-Koleś, wyluzuj i skocz do dentysty, bo chyba dwójki ci pożółkły. - mężczyzna chwycił Tosię pod ramię i zaprowadził prosto do auta.
-Ale mu dojechałeś. - zaśmiała się dziewczyna zapinając pasy.
-Leon zawodowiec. - teatralnie poruszał brwiami i ruszył z parkingowego miejsca z piskiem opon. Antonina mieszkała dość daleko od miejsca swojej pracy, ale zdążyła się już przyzwyczaić do wstawania równo ze wschodem słońca, tylko po to, by zdążyć na autobus. Gdy stali na skrzyżowaniu czekając na zielone światło, na pasie obok stanął czarny samochód. Dochodziła z niego głośna muzyka.
-Oho, niezłe party. - Antonina opuściła szybę wystawiając łokieć.
-Co ty robisz? - zdziwił się Leon.
-Zimny łokieć. - wyszczerzyła się. - Czuję się, jakbym zaraz miała wystartować w nielegalnych wyścigach.
-Te, maleńka! - usłyszała krzyk z auta obok.
Kryńska ze zdezorientowaną miną spojrzała w bok. Wszyscy siedzący we wnętrzu samochodu wybuchnęli śmiechem.
-Przepraszam za kolegę, dopiero uczy się polskiego! To jedyne zdanie, które umie powiedzieć.
Ona nie zareagowała już, tylko podniosła szybę, wzdychając głeboko.
-Wszędzie chamy. Wszędzie!
-A ty jak zawsze musisz szukać zaczepki. - zganił ją Leon.
-Ja zaczepiłam siebie samą?! Po prostu...
-Dobra, koniec tematu. - mruknął mężczyzna, a czarny samochód ruszył z miejsca zostawiając po sobie jedynie zapach spalonej gumy.
____________________________________________________________________
Cóż za pracowity dzień dzisiaj!
Epilog tam, prolog tu...
Jak widzicie, dodałam nową postać, Leona. Jest o nim trochę w zakładce "Bohaterowie". ;)))
Narazie tylko krótkie wprowadzenie i zaznajomienie z charakterem Tosi. Nie będzie łatwo :>
Pozdrawiam, Sissi♥
Super prolog! Coś mi się zdaje, że osoby z tego auta będą często się pokazywać xD Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńBędzie ciekawie! Już jest.
OdpowiedzUsuńA Tosia da się lubić, ma charakterek :)
Mam dziwne wrażenie, że Tosia pracuje w Buenos... Tak mi się jakoś skojarzyło z kolorowym jedzenie i w ogóle, no ale zbaczymy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
OL ;>
świetny początek nie mogę się już doczekać 1 rozdziału :)
OdpowiedzUsuńHahahah, końcówka zabiła :D
OdpowiedzUsuńCiekawy charakterek ma Antosia :D będę :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJuż mi się podoba ten blog! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga: http://najwazniejsza-jest-milosc-i-siatkowka.blogspot.com/
Ooo nowy już się cieszę i mnie masz :* !!!! Czekam na kolejny I pozdrawiam ;3
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. :D. Widać, że Antonina ma ciekawy charakter i nie pozwoli sobą pomiatać. Już ją lubię ! ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. ;)
pozdrawiam serdecznie ! ;)
Masz mnie *.* zapowiada się ciekawie ;) Toska ma ciety charakterek ;D czekam na jedynkę ;p pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń